Geoblog.pl    tamitu    Podróże    Wigilia z Buddą - Laos i Tajlandia w 25 dni    Tsunami - 10 lat po...
Zwiń mapę
2015
03
sty

Tsunami - 10 lat po...

 
Tajlandia
Tajlandia, Khao Lak
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9680 km
 
W Greenview resort spędziliśmy przyjemne, relaksujące przedpołudnie. Uwielbiam te stylowe bungalowy z drewna i kamienia wpisane w zieloność otaczającej je dżungli. Wreszcie wyspani i posileni tutejszym pysznym śniadaniem, przejrzeliśmy pocztę i nadrobiliśmy trochę zaległości w pisaniu bloga. Tego dnia zmienialiśmy też bazę naszego pobytu na odległą o około godzinę drogi na południe nadmorską wioskę Khao Lak.

Chen zaproponowała, że nas tam zawiezie, więc w południe stawiliśmy się w lobby i pożegnaliśmy gościnny GreenViewResort. Po drodze skręciliśmy jeszcze do niepozornej, wypełnionej po brzegi, knajpki na uboczu na najlepszego w okolicy Padthaja. Na półkach przy naszym stoliku stały butelki po wódce i tajskiej whiskey wypełnione pędzonymi tutaj nalewkami o wyśmienitych podobno, a jakże, właściwościach medycznych. My skupiliśmy się jednak na wyśmienitym skądinąd padtaju. Zadziwił nas też tutejszy deserek: kuleczki gniecione z mączki z dynii i innych tutejszych owoców, gotowane w mleczku kokosowym z jajkiem. Słodziutkie i przyjemne…
I tak gawędząc sobie z Chen dotarliśmy do naszej morskiej bazy w Khao Lak.

24 kilometrowy pas złotych plaż ciągnie się już od większej miejscowości Takua Pa aż do wioski Khao Lak, więc nigdy nie ma tutaj tłoku. Można wybierać z różnorodnej bazy noclegowej, od tańszych, bardziej kameralnych pensjonatów i bungalowów po wielkie kombinaty turystyczne.
My wybraliśmy pokój w stojącym na uboczu pensjonacie Ladda Resort niedaleko plaż Khuk Khak i Bang Niang i wybraliśmy się na rekonesans.

Okazało się, że życie naszej wioski skupia się praktycznie w dwóch uliczkach biegnących od plaży do głównej trasy. Pełno tu tajskich knajpek z owocami morza, dwie knajpy włoskie, dwie hinduskie i jedna meksykańska. Poza tym niezliczone salony tajskiego masażu, bary, wypożyczalnie motobike’ów, biura turystyczne i nurkowe, kabaret ladyboy’ów, salony krawieckie, gdzie można sobie sprawić garnitur i suknię na miarę. Co drugi dzień wieczorem rozkłada się ruchliwy, kolorowy bazar wieczorny, gdzie pachną tajskie naleśniki z mango, bananami i ananasem, nad świńskimi łbami i jelitami latają muchy, piętrzą się stosy rambutanów, mango, papai i dragonfruit’ów, straszą smażone w głębokim tłuszczu larwy i koniki polne, znad straganów kosmetycznych unosi się woń olejków do masażu i maści z tajskich ziół albo z kobry, turyści przebierają w hippisowskich „sindbadkach” i podkoszulkach z hinduskim słoniem Ganeśią albo z Bobem Marley’em…

Jest też inne, ciemne oblicze Khao Lak. Wielu mieszkańców tej wioski nosi w sobie piętno tragedii tsunami 26 grudnia 2004. Spacerując po wiosce na pierwszy rzut oka nie widać śladu tsunami, może tylko zastanawiać fakt, że sporo działek jest na sprzedaż, mniej tu krzewów, niższych słabszych drzew, choć i te coraz mocniej opanowują puste parcele. obok naszego pensjonatu stoi piękna olbrzymia willa z pustym basenem, całkiem opuszczona, powoli zarastająca roślinnością.

Przy głównej trasie zwiedzamy muzeum tsunami. Tablice, zdjęcia oraz filmy wyjaśniają mechanizm powstania tsunami, zestawiają statystyki zgonów i zaginięć, zniszczeń materialnych i niematerialnych, przedstawiają linię brzegową Khao Lak przed i po, tłumaczą co zwiastuje tsunami i co w takiej sytuacji robić, pokazują jakie środki wdrożono aby zapobiec w przyszłości takim tragediom.
Nie zdawałam sobie może do końca sprawy, że to tsunami dotknęło aż 13 krajów. Fale tsunami, które mogą osiągać prędkość 800km na godzinę, w ciągu kilku minut pozbawiły życia 230tys osób w basenie Morza Andamańskiego i Oceanu Indyjskiego. Setki tysięcy zaginęło, wielu nie odnaleziono do dziś.

I choć nasze media pokazywały głównie Tajlandię, to największe żniwo śmierci zebrało tsunami w Indonezji, gdzie zginęło 128 tys osób.
W Khao Lak 10metrowe fale praktycznie zmiotły z ziemi wielkie hotele wraz z personelem i turystami. W Tajlandii zginęło około 8 tysięcy osób, z tego ponad połowa to turyści zagraniczni. I to właśnie kamery zagranicznych turystów uwieczniły tragedię, w którą nikt na początku nie umiał uwierzyć.

W muzeum oglądamy film dokumentalny, przedstawiający losy bohaterów z Indonezji, Sri Lanki oraz z tajskiego Khao Lak, wysp Kho Phi Phi i Phuket. Rodziny, które przyjechały do pięknych kurortów na święta, prezenty dla dzieci, radość słodkiej małej dziewczynki na widok … Arki Noego pod choinką, zabawy na plaży, beztroska, wakacje życia.

Następnego dnia rano w Indonezji w prowincji Banda Uceh trzęsie się ziemia. 9 stopni w skali Richtera. Ale dużo gorsze od trzęsienia ziemi są następujące po nim fale tsunami. Za chwilę monstrualne stosy odpadków, podartej blachy, połamanych mebli i ciał zmarłych przesuwają się ulicami w głąb miasta.

W Tajlandii morze zbiera swoje wody do ataku. Co turysta robi na widok cofającego się w niespotykanym tempie morza? Filmuje zadziwiający fenomen, śmieje się z łódek stojących nagle na piasku, podchodzi bliżej do morza, żeby lepiej widzieć, mieć lepsze ujęcie. Zachwyca się ścianą fal piętrzących się na horyzoncie. Filmuje… Dziewczyna na Ko Phi Phi śmieje się, że woda która przed chwilą sięgała jej do kostek teraz zakrywa już jej uda. Chłopak woła ją, żeby wyszła, bo to wygląda na powódź.
Z sekundy na sekundę narasta zdenerwowanie w głosie filmującego taty, od zachwytu nad zjawiskowym spiętrzeniem fal na horyzoncie, poprzez zainteresowanie tym co je spowodowało, w tle głosy miejscowych, że nigdy czegoś podobnego nie widzieli, zaniepokojenie, podejrzenie trzęsienia ziemi i wreszcie, gdy fala jest już całkiem blisko, zrozumienie powagi sytuacji, poważnego zagrożenia, konieczności szukania ratunku, ucieczki, gorączkowe, rzucone do córeczki „Run, run!!! We must make it!”. Brunatna breja miesza się z turkusową wodą w basenie. Obraz z kamery trzęsie się i zaciera..
Poszukiwania bliskich, listy zaginionych, listy odnalezionych w Szpitalkach i punktach ratunkowych i okrutna chwila rozpoznania bliskiej twarzy wśród zdjęć ciał zmarłych.

Niedaleko muzeum stoi wielka, pancerna łódź policyjna, którą tsunami wyniosło 2 km od brzegu. Pozostawiono ją w tym miejscu na pamiątkę. Zdaję sobie sprawę, że fala tsunami pokryłaby całą naszą wioskę, uliczkę z salonami masażu, knajpami i krawcami, cały wieczorny bazar i trasę szybkiego ruchu.

Obok pomnik – memorial w kształcie fali – sarkofagu.

10 lat po tej tragedii leżę na tej samej rajskiej plaży, słonecznej i spokojnej, czytam specjalny dodatek Bangkok Post „Ten years. Ten people. Asian Tsunami.” Dziesięć historii, dziesięć tragedii, tym razem nie-turystów. Rybak ratuje swoje życie tylko dlatego, że płynie swoją łodzią w kierunku fali, a nie jak inni ucieka na ląd. Szefowa pielęgniarek organizuje pracę szpitala w Takua Pa, tak by jego personel podołał niespotykanym dotychczas rozmiarom tragedii. Mimo potwornej paniki, braku środków i przygotowania mały szpital w Takua Pa otoczył opieką medyczną tysiące rannych. Kapitan helikoptera ratunkowego wyławia zaginionych z oceanu. Opiekun świątyni buddyjskiej organizuje miejsce w świątyni na składowanie ciał, bo kostnica szpitala przygotowana była na 10 ciał. Z braku miejsca ciała układa się jedno na drugim, ciała bez nóg, z otwartymi czaszkami i narządami wewnętrznymi. Ten prosty człowiek organizuje identyfikację ciał, badania DNA i dzień za dniem odprawia buddyjskie pogrzeby, aż nadchodzi dzień gdy staje nad ciałem własnego syna. Kobieta na wózku inwalidzkim służy wsparciem psychicznym w szpitalu. Jej mąż w tym czasie organizuje pokarm i opiekę weterynaryjną dla wałęsających się głodnych zwierząt, zwłaszcza psów, zapobiegając tym samym szerzeniu się chorób i zjadaniu ciał zmarłych przez wygłodzone zwierzęta,
Inżynier porzuca wygodne życie w Bangkoku i wszystkie swoje niewielkie oszczędności poświęca na wybudowanie domu dla dzieci-sierot. Wskutek tsunami około 1300 dzieci straciło jedno lub oboje rodziców. Niewiele się o tym mówiło, ale wiele kobiet straciło swych mężów rybaków i pozostało bez domów, bez środków do życia, często z kilkorgiem dzieci na utrzymaniu.

Wiele z osób bezpośrednio dotkniętych tsunami wyprowadziło się w góry, w głąb lądu, by już nigdy nie doświadczyć takiej tragedii. Niektórzy nie mogą patrzeć na morze a fale budzą w nich strach.
Prosty plantator drzew orzecha nerkowca i palmy kokosowej próbuje wrócić do swoich korzeni i wieść życie takie jak przed tsunami na wyspie PhraThong. Zagraniczne towarzystwo filantropijne wybudowało tam „wioskę duchów”, nie pytając się jednak miejscowych jakie są ich konkretne potrzeby i jakie warunki panują na wyspie. Powstało osiedle jednakowych domków, z rurami w których nie ma wody, ze szkołą w której nie ma uczniów, niby dla rybaków, ale zbyt daleko od przystani…

Czytam te historie, patrzę w morze, sączę Singha Beer…

Tak trudno uwierzyć.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
rodzice
rodzice - 2015-01-09 14:38
Marek patrzacy na spokojne morze ,Gorejące zachodzące słońce Jakiez to wymowne w obliczu tragedii tsunami .
 
Jolanta S.
Jolanta S. - 2015-01-10 03:38
Wstrząsająca relacja..., skłaniająca do zadumy...
i działająca na wyobraźnię...:(
 
 
tamitu

Magda i Marek Tokarscy
zwiedzili 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 52 wpisy52 103 komentarze103 350 zdjęć350 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
16.06.2012 - 28.06.2012