4 stycznia
Tak oto mija najbardziej męczący dzień tego wyjazdu. Wyobrażacie sobie CAŁY DZIEŃ NA PLAŻY? Od rana, prawie do zachodu? Na leżaku? Pod opieką pana leżakowego, który dbał aby parasol chronił nas przed słońcem. Co prawda i tak się spiekliśmy. A to w morzu, a to z netbookiem na kolanach, troszkę z książeczką, przerwa na kalmary i piwo owinięte w gazetę, drzemeczka... No i jeszcze obserwacje miejscowych. Wydają się zafascynowani potęgą fal. Chłopcy skaczą w białe grzywy a dziewczęta w swoich barwnych strojach, wykończonych złotą nitką, chichoczą i brodzą w wodzie po kolana. Fale targają wstęgami błyszczących saari, spodnie dziewcząt ubranych po pendżabsku ociekają wodą. Przyjeżdżają tu całymi rodzinami, siadają w cieniu rybackich łodzi albo pod palmami, dzieci wystrojone w błyszczące sukienki, tak jakby u nas na imieniny babci.
Zaszło słońce, my powoli dochodzimy do siebie po słonecznym szoku. Za oknem piękny, nierealny kicz, czarne palmy na pomarańczowym niebie. Musimy zatrzymać te wspomnienia, te obrazy, tych ludzi... Dlatego chyba tyle piszę. Ten blog to nasza terapia, pomaga przetrawić, zastanowić się głębiej, pomyśleć, nabrać dystansu i pokochać tą niezrozumiałą kulturę.
Czas na wieczorny spacerek i … gazetkę, czyli piweczko oczywiście. Tylko najpierw nadrobimy zaległości, poszukamy wifi i uzupełnimy bloga.
Kochani Rodzice, Synu Ty nasz drogi, Madziu z Tomkiem i Haneczką, ciociu Krysiu, Agniesiu, Wojtusie, Maćki, Gosiu, Agatko i wszyscy nasi bliscy, znajomi – myślimy tu o Was, kochamy, tęsknimy
I oczywiście wszystkim, którzy dają radę przeczytać tyle tekstu, czasem może zbyt egzaltowanego, dziękujemy bardzo za ciepłe słowa.