3 stycznia
Plaże piękne, morze ciepłe, fale silne i wysokie, boskie lasy palmowe, knajpki ze świeżymi rybkami z tandoori i piwo w kubkach. Odpoczywamy pełną gębą, tym razem na plaży w Warkali z wysokim czerwonym klifem. Rybacy wyciągają ryby z sieci, łuski srebrzą się w słońcu, kobiety sprzedają owoce. W Warkali nieco mniej betonowych hoteli, więcej gości z dredami i małych pensjonatów dla plecakowiczów, te same co w Kowalam chusty, tuniki, koraliki, sprzedawcy ze zwojami tkanin na głowie, obwieszeni bębenkami, albo z naręczami papierosów.
Cóż więcej można napisać? Jest jeszcze ciemna strona tej idylli: żebracy, porzucone kobiety z dziećmi, mężczyźni z przykurczami nóg, poruszający się na rękach. W tym przeludnionym kraju wszyscy walczą o swoje miejsce. W hotelach spotykaliśmy kierowników windy, w knajpkach osobnych panów od herbaty, osobnych od jedzenia, mnóstwo portierów, recepcjonistów, pań od sprzątania i panów do odbierania prania. Każdy chroni swoje poletko. Oni starają się pracować, nie mając właściwie zajęcia. Wydają się pogodni, choć wydawać by się mogło, że w ich życiu nie ma zbyt wielu przyjemności. Nie celebruje się spożywania posiłków, ani miłych wieczorów, nieczęsto wyjeżdża się na wakacje. Szczęściem jest codzienność.