Geoblog.pl    tamitu    Podróże    W kraju świątyń i latryn - Indie Południowe    rozlewiska Kerali
Zwiń mapę
2012
01
sty

rozlewiska Kerali

 
Indie
Indie, Alappuzha
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7559 km
 
1 stycznia

Nasz pierwszy posiłek w 2012 roku? Śniadanie w stylu keralskim, na które składają się słodkawe placki appam wypiekane z domieszką mleczka kokosowego i … mutton curry, czyli baranina w curry również z mleczkiem kokosowym. Któż by się spodziewał takiego połączenia. Ponadto częstują nas domowym noworocznym winem, które oczywiście nie zawiera ani kropli alkoholu. Już zdążyliśmy się do tego w sumie przyzwyczaić. Aby uzyskać wino w stylu hinduskim wystarczy do soku winogronowego dosypać … przypraw, takie chilli chociażby nada właściwą moc. Cóż... Na razie same zaskoczenia. Kolejna niespodzianka czeka nas już w samochodzie. Nasz kierowca Ylango (jak to imię się pisze, nie mam pojęcia) daje nam w noworocznym prezencie owoce i batoniki a ja z okazji urodzin dostaję … różową laleczkę – bobaska z piłeczką w rączkach „made in china” i z kluczykiem w pupce, po nakręceniu różowy bobasem pomyka po podłodze. O co chodzi? Zatem my też wręczamy Ylango samochodzik, ozdóbkę choinkową z Empiku i żelki Haribo. Lovely!

A propo's „lovely” w osobie naszego niepozornego kierowcy kryje się historia prosto z Bollywood. Opowiada nam o „lołmarydż”. Cóż to takiego? Ano udaje nam się jakoś odszyfrować , że chodzi o „love marriage” czyli małżeństwo z miłości, w przeciwieństwie do „arranged marriage” czyli małżeństwa aranżowanego przez rodziców. Otóż Ylango ożenił się z miłości z dziewczyną, w której zakochał się w szkole. Bogaci rodzice szykowali mu już żonę, ale on wybrał jednak swoją szkolną miłość. Jego rodzice w ogóle nie wzięli udziału w uroczystościach zaślubin, wydziedziczyli go a na ulicy mijają całą jego rodzinę bez słowa, nie uznali nawet dwójki wnucząt.

Mimo to Ylango twierdzi, ze jest szczęśliwy i zachwala zalety „lołmarydź”. Swoim dzieciom, jeśli się zakochają też pozwoli ożenić się z miłości.

Nasz nieodżałowany kierowca Sethu też był szczęśliwy i zachwalał zalety „arranged marriage”, bo przecież rodzice wiedzą najlepiej która dziewczyna będzie odpowiednia, przeprowadzili wywiad wśród jej sąsiadów i znajomych, radzili się gwiazd, sprawdzili horoskopy, porównali statusy majątkowe i kastowe.

I tak sobie rozmawiając docieramy do Allapudży. Tu rozpoczniemy rejs po keralskich rozlewiskach. To wielki, skomplikowany system ścieżek wodnych, stworzony przez 44 rzeki płynące do Morza Arabskiego, jeziora, sztuczne kanały, kanaliki, delty i dopływy. Będziemy przemierzać ten wodny labirynt w … domku na łodzi tzw kettuwalam. Jaśnie hrabia z hrabiną przestąpili oto progi kettuwalam, powitani zostali przez kapitana, pomocnika kapitana i kucharza, pokazano im ich kajutę z szerokim łożem, łazienką z prysznicem, pokład z wiklinowymi fotelami, stołem obiadowym i miejscami do leżenia. Kapitan przyniósł otwarte kokosy ze słomką, by hrabiostwo zakosztowało kokosowej wody, dobroczynnej dla hrabiowskich żołądków. Czujemy się jak … brytyjscy kolonizatorzy. Sunące wolno po wodzie wśród palm i bananowców kettuwalam to niezwykły widok, romantyczny i uspokajający. To dawne barki towarowe, przekształcone w domki mieszkalne. Same w sobie są piękne, zbudowane z drewna chlebowca i bambusa, bez użycia gwoździ, powiązane wyłącznie linami z włókna kokosowego. Z pokładu naszego kettuvalam rozleniwieni, obserwujemy życie na rozlewiskach. Wstyd się przyznać, ale to zaczyna wyglądać trochę jak fotograficzne safari. Obiekty, na które polujemy to „zmywająca naczynia”, „myjąca dziecko”, „płynący łodzią”, „łowiący ryby”,„kąpiący się”, „piorąca”, „myjąca kruczoczarne włosy”... Dla nas to piękny plener fotograficzny. Dla ludzi z rozlewisk to trudne życie na wąskiej grobli, wydartej wodzie. Nędzny garb ziemi, na którym stoją domki, sklepiki, nawet kościółki, rosną palmy kokosowe, drzewa mango i bananowce. Z jednej strony grobli woda: rzeka, kanał lub jezioro. Od tej brunatnej wody zależy życie tych ludzi. Przed swymi kolorowymi domkami, w cieniu palm, stoją w niej po kolana wykonując codzienne czynności, przygotowanie jedzenia, pranie, mycie, łowienie ryb. Na wąskim, błotnistym pasku ziemi bawią się dzieci, chodzą kobiety w barwnyck saari z misami na głowie, ktoś jedzie na rowerze. Do wodnych przystanków podjeżdżają wodne autobusy. Z drugiej strony grobli podmokłe pola ryżowe, zalewane całkiem podczas monsunów. Bywa, że i grobla zostanie zalana, domki często noszą ślady podtopień. A w wykwintnych kettuvalam turyści z lustrzankami na szyi, rozpostarci w wiklinowych fotelach, na stole obiad w stylu keralskim. Żywy skansen? Choć i oni obserwują z zainteresowaniem turystów z kettuvalam, machają do nas rękami z wodnych autobusów, wołają „Happy New Year”, patrzą, patrzą, patrzą... Na przystanku przy grobli kupujemy monstrualne krewetki słodkowodne, które przyrządzi dla nas nasz szef kuchni. Przed zachodem słońca cumujemy przy lokalnej knajpce na grobli, w której miejscowi upijają się kokosowym winem. Robimy zdjęcia pięknego, kiczowatego aż zachodu słońca, z rozedrganą smugą światła na wodzie i czarnymi sylwetkami palm na tle pomarańczowego nieba. Idziemy na spacer błotnistą groblą, zaglądamy w okna domków. Rodzice z dziećmi na rękach, kobieta łowiąca ryby wędką zrobioną z kija i żyłki, matka myjąca ślicznego chłopczyka z wielkimi, ciemnymi oczami na pół twarzy. Wszyscy pozdrawiają nas.

Biegnie do nas chłopiec, popychając kijem rowerową oponę.

Tradycyjna rozmowa:

Where are you from?

From Poland, niepewność na twarzy chłopca, zatem uściślamy – from Europe. What is you name? Maybe you have some coins from Poland? I am collecting the coins. (Może macie polskie monety? Ja kolekcjonuję monety) Świetne są te hinduskie dzieciaki, a ja przecież nie przepadam za dzieciarnią. Otwarte, radosne i ciekawe, nie proszą o pieniądze za zdjęcie, chciałyby długopis, monetę albo słodycze i jeszcze obejrzeć jak wyszły na zdjęciu. Są przy tym grzeczne,nie wyrywają podarunków z dłoni. Rozdajemy gumy do żucia. Chłopiec pyta, czy mógłby dostać trzy, za chwilę przybiega jego brat z pytaniem czy mógłby dostać pięć, bo mają jeszcze siostrę. Są przezabawni. Chodzą, a właściwie pływają do szkoły wodnym autobusem, z chęcią uczą się angielskiego.

Nachodzi nas refleksja, że tu rodzice uczą swoje dzieci otwartości na świat, ciekawości i ufności, inaczej niż w naszej Europie, gdzie wartością staje się raczej brak zaufania. Małą roczna dziewczynka na rękach swego taty wysyła nam buziaki.

Wracamy do naszej luksusowej enklawy, ślizgając się na błotnistej między. W mętnej wodzie, w której przed chwilą mama myła malca, Marek dostrzega wodne węże. Na łodzi - niespodzianka. Czeka urodzinowy tort i symboliczna świeczka. Próbujemy też kokosowego wina. Koszmar. Coś jakby uryna z wodą kokosową o zapachu miejskiej szalety. Cóż... Alkoholu w Indiach nie będziemy wspominać najlepiej.

Noc na rozlewiskach jest ciemna, przy każdym domku po jednej żarówce, ludzie idą więc wcześnie spać, zapada cisza a na rozlewiskach swe nocne życie rozpoczynają jaszczurki, owady, szczury i inne lubiące wilgoć stworzenia, których nie bardzo mam ochotę oglądać.

Zastanawiam się jak dalej potoczą się losy ludzi z rozlewisk. Woda staje się coraz bardziej brudna, coraz mniej w niej ryb, kanały zarastają powoli mchem afrykańskim. Kiedyś podczas pierwszego w roku monsunu rozlewiska zasilane były słodką pitną wodą z gór, podczas drugiego monsunu w kanałach pojawiała się słona woda z Morza Arabskiego. Aby uzyskać dwukrotne w ciągu roku zbiory ryżu przeprowadzono rządowy projekt zapobiegający dostawaniu się do rozlewisk słonej morskiej wody. Zakłóciło to równowagę naturalną, bo okazało się, że słona woda przeczyszczała kanały i potrzebna była do rozwoju tutejszym rybom. Ten rajski kawałek ziemi musi przetrwać.

Dla nas – turystów z kettuvalam, którzy jutro będą już zupełnie gdzie indziej, to był piękny dzień. Obrazy powoli przesuwały się przed naszymi oczami. Balsam dla duszy i ciała.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
jola
jola - 2012-01-04 17:08
dla takicxh urodzin warto bylo odwiedzic egtzotyczne ketuwalam poznac tak bardzo odmienny swiat czy ten uroczy domek nalodzi byl na te pare godzin waszym palacem?mati uczy sie analizy matematycznej
 
Jolanta S.
Jolanta S. - 2012-01-05 00:38
Pozdrawiam Hrabiostwo...;)
Reportaże pióra Magdy - bardzo fajne!
Mam nadzieję, że kojarzysz, kto pisze...(?)...
Ostatnio widziałyśmy się za posrednictwem skyp'a, kiedy byłam z wizytą u Twoich Rodziców a moich Przyjaciól...:) A było to latem...
Dziś "przybyły" aż 4 (zaległe) wpisy i czytam je /jak pewnie i inni/ - hurtem. Sorry, na blogu to się nazywa "notki"...;)
Wspaniała, pasjonująca wyprawa! Gratuluję!
 
Jolanta S.
Jolanta S. - 2012-01-06 23:39
Fotkę Magdy podpisałabym:..."biała Lady"...:)
 
 
tamitu

Magda i Marek Tokarscy
zwiedzili 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 52 wpisy52 103 komentarze103 350 zdjęć350 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
16.06.2012 - 28.06.2012