Geoblog.pl    tamitu    Podróże    W kraju świątyń i latryn - Indie Południowe    Sylwester w Kochi
Zwiń mapę
2011
31
gru

Sylwester w Kochi

 
Indie
Indie, Kochi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7506 km
 
31 grudnia

Czyżby Sylwester. Od rana leje. Szary kożuch chmur przyniósł cieplutką ulewę. Podobno to pierwszy deszcz w Kochi od półtora miesiąca. Hindusi się cieszą. Oni kochają deszcz. Pytają kiedy u nas jest pora deszczowa. Więc radzi nieradzi zakładamy płaszczyki przeciwdeszczowe i w strugach deszczu oglądamy Kochi – bramę Morza Arabskiego. Przypominam sobie jak to w podręcznikach historii wspominano, że na dwór danego władcy docierały przyprawy z dalekich wzgórz Malabaru. Ano to tu właśnie. Tu targowano się, zbijano fortuny, odprawiano statki z czarnym złotem czyli pieprzem w daleką drogę. Arabowie i Chińczycy pierwsi przemierzali szlak przypraw. Aż w 1500 roku arabski przewodnik przywiódł tu Portugalczyków pod wodzą Vasco da Gamy. W nagrodę za pomoc w lokalnym konflikcie maharadża Kochinu podarował Portugalczykom ziemię, gdzie wybudowali fort i kościół. I tak oto Europa po raz pierwszy zdobyła bezpośredni dostęp do bogactw Malabaru. Odtąd Kochi zawsze był łakomym kąskiem dla Europejczyków, przejmowany kolejno przez Holendrów i Brytyjczyków. Oglądamy kościół św. Franciszka - najstarszy w Indiach kościół europejski. Wewnątrz zaprojektowany przez Brytyjczyków zmyślny system tkanin poruszanych linami do chłodzenia wnętrza oraz pusty grobowiec Vasco da Gamy, jego pierwsze miejsce pochówku, zanim jego zwłoki przeniesiono do Lizbony. W strugach deszczu oglądamy chińskie sieci rybackie, zainstalowane jeszcze przez chińskich kupców z dworu chana Kubilaja. Sieci wiszą na ogromnych konstrukcjach z drewna tekowego i bambusowego. Patrzymy jak rybacy zanurzają je i wyciągają z wody ciągnąc grube liny z kamiennymi obciążnikami. Jednak najbardziej zachwycają nas freski w Pałacu Holenderskim, zbudowanym co prawda przez Portugalczyków w podzięce dla radży Kochinu za lepsze warunki handlu przyprawami. Na ścianach w czerwieniach, brązach i zieleniach znów pojawiają się hinduskie bóstwa i sceny z Ramajany. Tak jak i na indyjskiej współczesnej ulicy, tak i tu na starych freskach kłębi się tłum postaci, twarzy o wielkich oczach i mimice niczym z kathakali. Tu Kriszna flirtuje z porcelanowymi pięknościami, tu niemal obsceniczny fresk, na którym żony króla rodzą dzieci, m.in. Ramę – bohatera Ramajany. No i znów mamy powtórkę wiedzy na temat panteonu bóstw hinduskich. Pierwsze lekcje otrzymywaliśmy w świątyniach Tamilnadu, teraz czas na utrwalenie wiedzy.

Trzy główne bóstwa (z panteonu 33tysięcy hinduskich bogów, bogiń, dzieci bóstw itd):

Brahma – stwórca, żona - Saraswati, siedzi na lotosie, jego wierzchowiec to łabędź, ma w Indiach tylko jedną świątynię, przedstawiany z czterema twarzami,

Wisznu – chroniący, podtrzymujący, żona – Lakszmi, wierzchowiec – Garuda (półptak, półzwierzę), na wizerunkach trzyma lotos, muszlę, dysk słoneczny i maczugę, ma 22 wcielenia, w tym ryba, żółw, Rama, Kriszna itd. Hindusi czekają na przyjście ostatniego wcielenia Wisznu, tylko że wtedy nastąpi zagłada świata,

Śiwa – niszczyciel, żona – Parwati, wierzchowiec – byk Nandi, przyjmuje różne postaci np. Nataraja Śiwa czyli Śiwa Tańczący, w świątyniach często symbolizuje go lingam.

Cóż, ale dzisiaj rządzi jednak bóg deszczu, wciąż leje. A skoro pogoda barowa to oto nastał dzień mozolnego poszukiwania alkoholu, chociaż 2 %, no cokolwiek. W Tamilnadu bywało piwo, oczywiście hinduskie, Fisher King, całe 2%. Nauczyliśmy się nawet cieszyć na te marne „szczynowate chango”. Ale tu w Kerali nie ma nic... Jakiś koszmar. Podobno tu jest prohibicja i jeden sklep z alkoholem czynny jest tylko kilka godzin dziennie. W jednym z małych sklepików udaje nam się kupić australijskie wino, jedno z trzech jakie były na stanie, ale po powrocie do hotelu okazuje się, że to wino bez wina, ot, po prostu wytrawny sok winogronowy. Bezcenne.

Postanawiamy zatem obejrzeć wyjątkowe przedstawienie – pokaz tańca świątynnego bharatanatyam. I absolutnie nie żałujemy! Przez ponad godzinę nie możemy oderwać wzroku od skomplikowanych układów tanecznych, barwnie ubranych i ucharakteryzowanych tancerek. Każdy ich ruch, gest, mimika – coś symbolizują (radość, smutek, wstyd, pożądanie, strach,,,) To wszystko przy akompaniamencie niesamowitej muzyki i śpiewu. Sceny niczym z fresków z Pałacu Holenderskiego.

Zbliża się północ. Kobitki założyły najlepsze saari, młodzi mężczyźni w grupkach zmierzają na główny nadmorski deptak, robiąc przy tym dużo hałasu, jakieś fajerwerki, piski, wystrzały, okrzyki „Happy New Year”. My zjedliśmy … spaghetii we włoskiej knajpce i wciąż szukamy alkoholu. Północ znajduje nas w restauracji, gdzie JEST PIWO. Sączymy King Fisher 2% w towarzystwie podpitych Hindusów, dwóch starszawych białych kobitek, grupki turystów i rodziny … Greków.

Szczęśliwego Nowego Roku!!!

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
jz i basea
jz i basea - 2012-01-03 08:42
ale bieda straszne nowy rok bez toastu szampanem ale my tez powitalismy 2012 rok piwem karmelowym a basia radzila wam zabierajcie male buteleczki dla zdrowia
 
jola
jola - 2012-01-03 19:49
odwiedzil nas mati zjadl babciny skromny obiadek i zdal nam relacje z dni sylwestrowych a takze ztych naukowych duzo teraz sie uczy poza tym jest super.
 
 
tamitu

Magda i Marek Tokarscy
zwiedzili 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 52 wpisy52 103 komentarze103 350 zdjęć350 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
16.06.2012 - 28.06.2012