Geoblog.pl    tamitu    Podróże    W kraju świątyń i latryn - Indie Południowe    Tanjavur Trichy Madurai
Zwiń mapę
2011
25
gru

Tanjavur Trichy Madurai

 
Indie
Indie, Madurai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7281 km
 
25 grudnia

No proszę... Od dzisiaj towarzyszy nam Parwati – żona Sziwy. Siedzi sobie wdzięcznie, lewa noga spuszczona w dół, prawa zadarta, krągłe piersi sterczą wyzywająco, cała odlana z brązu, tak jak ją widzieli artyści z XII w. Nasza Parwati pochodzi z wioski pod Tanjavurem, z niewielkiej chatki, gdzie już od pokoleń tworzy się rękodzieło w brązie, głównie figurki indyjskich bóstw. Przepis na Parwati: jest następujący: najpierw trzeba uformować model figurki z wosku, potem pokryć go gliną, zahartować w ogniu, wówczas wosk wewnątrz glinianego modelu się topi,w to miejsce wlewa się płynny brąz, wkłada do wody, po czym rozbija glinianą skorupę i teraz najtrudniejsze; nad taką nieobrobioną brązową figurką artysta będzie jeszcze długo pracował szlifując ją dłutem i pilnikiem, aż uzyska lśniący złoty kolor i gładką powierzchnię. Dla uzyskania antycznego wyglądu trzeba jeszcze figurkę pokryć patyną. Nie zawsze efekt jest taki jak oczekiwał artysta.

Prawdziwe arcydzieła rzeźbiarskie pamiętające jeszcze XIw odnajdujemy dziś również w świątyni Bryhadiśwary w Tanjavur. To ogromny kompleks świątynny zbudowany przez Radźaradźę I z dynastii Ćolów, a tak naprawdę przez 3000 słoni i 4000 robotników. Jak na owe czasy świątynia powstała w rekordowym tempie 7 lat. Potężna wieża świątyni tzw wimana ma 70metrów. Aby ją zbudować usypano ogromną górę piasku, wokół której stopniowo wznoszono kamień na kamieniu ściany budowli, aż po wieńczącą świątynię 8-tonową kopułę wyciętą z pojedynczego bloku granitu. Po ukończeniu budowli piasek z wewnątrz świątyni usunięto. W najświętszym miejscu świątyni znajduje się 4 metrowy lingam Sziwy, o fallicznym kształcie, symbolizujący narodziny, życie i śmierć. Na dziedzińcu króluje czarny, połyskujący 25tonowy byk Nandi z granitu. W czasach świetności w świątyni utrzymywano liczną służbę, począwszy os zarządców, poprzez tancerki, i kapłanów, na nierządnicach kończąc. Historię wielkiej dynastii Ćolów opowiadają wyryte na ścianach świątyni znaki starego języka tamilskiego.

Dziś mocno zagłębiamy się w sztukę panujących tu wielkich dynastii, zwłaszcza Ćolów (XI-XIIw.) i Najaków (XVIw.). W kompleksie pałacowym Radźaradźy oglądamy imponujący zbiór rzeźb z brązu. Całe rzędy rzeźb tańczącego Sziwy, Parwati z zalotnie wysuniętym biodrem, Ganeśa z zaokrąglonym brzuszkiem, plejada postaci z eposów Mahabharaty i Ramajany, a także po raz pierwszy widzimy boga o czterech twarzach Brahmę – stwórcę, który w całych Indiach ma tylko jedną świątynię. Cóż, stwórcy nie trzeba przynosić ofiar, natomiast dobrze jest zabiegać o względy Sziwy – niszczyciela i Wisznu – opiekuna.

Dziś wreszcie udało nam się zaprosić na lunch naszego kierowcę Sethu. Idziemy do tamilskiej jadłodajni w Trichi i zamawiamy thali. Co to takiego? Duża okrągła blaszana taca, na niej liść bananowca, chlebek roti i chrupiący papadam, wokół małe blaszane miseczki z przeróżnymi specjałami, takimi jak ryż cytrynowy, sambar, sosy na bazie szpinaku, fasoli, coś w rodzaju kefiru, coś niby zupa, makaron na słodko z kardamonem. Ani łyżki ani widelca. Lekcja jedzenia palcami wcale nie jest prosta. Pieczywko roti maczamy w sosie sambar – na razie nic trudnego. Pan z wielką michą ryżu krąży po sali i nakłada łychą ryż na liść bananowca. Kolejny pan – manager od dzbanka z masłem ghee polewa nim ryż. Teraz ryż mieszamy z ghee paluchami, wyłącznie prawej ręki. No i zaczyna się zabawa. Wylewamy trochę sosu z miseczki, mieszamy, łapiemy w 3 palce i zgrabnym ruchem do buzi, potem kolejna miseczka i kolejna, wedle smaku. Na koniec kefir z solą i ostrym sosem chutney, albo na słodko z cukrem, można zmieszać z ryżem a można osobno i jeszcze makaron z kardamonem na osłodę. Troszkę się z nas śmieją tubylcy, ale my też się śmiejemy, czujemy się niemal jak dzieciaki. Nasza wielka europejska cywilizacja dała nam noże i widelce, no i proszę, trzeba się uczyć znów jeść palcami.

Niedaleko Trichi odwiedzamy starożytne święte miasto Srirangam, a w nim nastrojową potężną świątynię poświęconą Wisznu. Z każdej strony świata prowadzą do niej aż 4 bramy, między nimi gwar , ścisk i atmosfera średniowiecznego miasta. Jedna z bram jest całkowicie biała na pamiątkę tragicznego losu kobiet, które rzucały się z wieży nie chcąc się ooddać średniowiecznemu muzułmańskiemu władcy. A biel to w Indiach kolor żałoby.

Wchodzimy na dach świątyni, gdzie odnajdujemy ciszę i spokój. Możemy z góry przyglądać się kolorowemu pochodowi wiernych, sklepikom z blaszanymi naczyniami, mężczyznom śpiącym w cieniu świątynnych ścian.

W Trichy przyjdzie nam jeszcze wspiąć się po 200 stopniach na Rock Fort – skałę liczącą sobie 3,8 mln lat, jedną z najstarszych na ziemi. Co na niej znajdziemy? Oczywiście świątynie, jedna dla Sziwy, druga dla Ganeśy i jeszcze widok na chaotyczne mrowisko podniszczonych domków Trichy

Ścisk i gwar na stopniach. Matki z niemowlakami przewieszonymi na ramieniu, grupy pielgrzymów, rodziny rozkładające liście bananowca, by spożyć z nich garstkę ryżu, dzieciak śpiący w kocyku na schodkach, no i my. Mamy złudzenie, jakby fama o białych twarzach roznosiła się po całym Tamilnadu. I to do nas ciągną pielgrzymki. Dziś na Rock Fort nie Ganeśa lecz my jesteśmy sensacją, gwiazdami. Posłusznie pozujemy do zdjęć, udzielamy krótkich wywiadów, ściskamy dłonie, obdarzamy uśmiechem. Może to zamiłowanie Hindusów do odmienności? W końcu wielbią człowieka z głowa słonia, albo Sziwę w postaci półkobiety-półmężczyzny. Więc taki człowiek z białą twarzą? Medyczna odmienność.

Jest ciemno gdy docieramy do Maduraju – miasta, które nigdy nie zasypia. O 20:30 biegniemy szybko na nocną ceremonię aarti do świątyni Minakszi, aby towarzyszyć Sziwie w jego nocnej wędrówce do komnat ukochanej żony Parwati. Przybyło mnóstwo pielgrzymów, wokół nas kłębią się półnagie, śniade ciała mężczyzn w długich brązowych lungi (taka długa chusta, opleciona wokół pasa, niczym spódnica). Niektórzy biegną, bo zaraz zamkną się drzwi, za którymi bramini szykują Sziwę do wizyty u Parwati. Wśród zgiełku dzwonków, piszczałek i bębenków bramini wynoszą posąg Sziwy ukryty w błyszczącej lektyce. Okrążają dziedziniec z figurą byka Nandi by zaraz postawić lektykę u drzwi świątyni Parwati. Mażą się białym popiołem, biegają dookoła lektyki machając miotełką z pawich piór, wierni tłoczą się wokół, piszczałki świdrują uszy, zapach kadzidła, trociczek i potu wierci w nosie. Nic nie rozumiemy i nie staramy się już rozumieć. Życzymy Sziwie i Parwati udanych nocnych igraszek.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Basia
Basia - 2011-12-26 14:03
Kochani,
Z niekłamanym podziwem i wzruszeniem śledzimy wasze relacje z Indii. Są bardzo interesujące i godne samego R. Kapuścińskiego. No i ten niepowtarzalny styl!
 
Jolanta S.
Jolanta S. - 2012-01-01 20:47
...A ręce można było umyć przed jedzeniem?? ;)
 
 
tamitu

Magda i Marek Tokarscy
zwiedzili 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 52 wpisy52 103 komentarze103 350 zdjęć350 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
16.06.2012 - 28.06.2012