Ciemny dobry paulaner na okęciu. Na razie grzecznie, cywilizowanie, spokojnie... Podekscytowani i ciekawi czekamy. Odlot o 13.10 do Stambułu. No to zdrówko! Za udane spotkanie z Indiami!
Mumbaj, lotnisko krajowe godz: 7:38. W Polsce jest teraz 2 w nocy. Koczujemy w oczekiwaniu na lot do Chennai (Madras), który dopiero o 11.
Pierwsze wrażenia:
-leciutka wilgoć w powietrzu, troszkę jakby może stęchlizna, ok. godz. 4 .30 nad ranem temperatura przekraczała 20 stopni (o, taką zimę to my lubimy),
-niezwykłe wykorzystanie zasobów ludzkich na lotnisku międzynarodowym, wszelkie formy biurokracji, kilku panów wręcza formularze wjazdowe, kilku panów kieruje ruchem kolejki do kontroli granicznej, dostajemy bardzo ważny świstek, który następnie musimy wypełnić i przekazać bardzo ważnemu panu przed transferem na lotnisko krajowe,
-bagaże niezwykle bezpieczne, kilkakrotnie skanowane,
-strasznie ostra kanapka z kurczakiem tikka masala, ale dobra (znaczy się dla Marka).
Wymieniliśmy 300 euro i mamy teraz baaardzo wypchany portfel, pełen asortyment nominałów: od 10 do 1000 rupi. Kurs lotniskowy 1 euro= 64,20 rupie. Na wszystkich banknotach spokojne oblicze Mahatmy Gandhiego. Marek przegląda książki w hindi. Jakiż On otwarty na nowe wyzwania :-)