No gdzie te rafy? Gdzie obfitość kolorów? Gdzie te ryby-papugi, ryby-anioły, ryby-motyle? Już nie mówiąc o stworzeniach kultowych, takich jak manty, żółwie, mureny, triggerfishe i maleńki nagie, morskie ślimaki? Łódki na Koh Tachai, Koh Similan, Koh Surin wypełnione po brzegi. Tajowie świętują swój długi weekend i namiętnie zwiedzają swój ukochany kraj.
My wybieramy się na małą i nieznaną wysepkę Koh Kai. Siedzimy nas kilkoro na łodzi długorufowej: my, 5 osobowa rodzina ze Szwajcarii i dziwna para: otyła Frau z Niemiec i jej partner – Chińczyk. I jest jeszcze wiecznie śmiejący się tajski przewodnik Adam i oczywiście kapitan. Płyniemy godzinę do maleńkiej wyłaniającej się gdzieś na horyzoncie zielonej wyspy – obietnicy podwodnego raju.
Niestety pierwszy snorkling rozczarowuje. Widoczność bardzo słaba, pod wodą mnóstwo planktonu, nie pozwala cieszyć się w pełni kolorami młodych, niewielkich morskich wachlarzy koralowców. Ale Adam i tak jest dumny, cieszy się, ze te delikatne organizmy powoli odnawiają się po tsunami.
Doskonałe warunki nurkowe egipskiego Dahabu i malezyjskich wysp zupełnie nas zepsuły. Nie potrafimy już się cieszyć poszarzałym podwodnym światem.
Za to niezwykłą radość sprawia nam przeuroczy lunch na wyspie z barbecue z kalmara. Pyszne, obfite, kolorowe… na białej plaży, na której nie ma nikogo poza naszą grupą. W towarzystwie krabów ciągnących mozolnie swe muszle…
Idziemy posnorklować z plaży. Adam wskazuje nam miejsce, gdzie można poobserwować ciekawy świat podwodny. I na koniec zaskoczenie. Są! Trzy wielkie, „kultowe” kettlefishe, z fluoryzującymi w słońcu niebieskimi falbankami. I jest akcja. Dwa osobniki wyraźnie „mają się ku sobie”, trzeci chciałby też coś uszczknąć, zbliża się wciąż do pary, ale nic z tego. Długie macki jednego z „kochanków” wyraźnie go odstraszają i trzymają na dystans. Zostawiamy kettlefishe i płyniemy dalej polując na następne okazy.
Nagle wyślizguje się spomiędzy skał długa biało czarna murena. Widzimy ją w całości, co też rzadko nam się zdarza. Z reguły obserwowaliśmy ją schowaną na czatach gdzieś wśród skał. Murena faluje przez chwilę i chowa się w skałach. Widać już tylko jej wpółotwarty złowróżbny pysk.
Wracamy zadowoleni i zaskoczeni, że jednak, mimo wszystko…
W powrotnej drodze płyniemy przez las mangrowy. Adam nagle wskazuje puste miejsce na wodzie i mówi: „O tu przed tsunami była kiedyś wioska rybacka”. Teraz nie ma po niej śladu, nie licząc kilku betonowych kręgów w miejscu, które kiedyś dla wielu rybaków było domem. Świat przed i po tsunami… Miejscowi tak dzielą swoje życie.
Dziś woda spokojna, przejrzyste niebo, słońce połyskuje na liściach mangrowców.