18/06
Wynajęcie samochodu okazuje się dużo łatwiejsze i tańsze niż przypuszczaliśmy! Wystarczyło wspomnieć podczas hotelowej kolacji, że szukamy dobrej oferty z wypożyczalni, a następnego dnia z samego rana stal przed wejściem Renault Symbol (czyli Clio w wersji sedan) za jedyne 25 EUR dziennie (oczywiście z klimatyzacją i pełnym ubezpieczeniem) ! Musimy jedynie podjechać z przedstawicielem wypożyczalni do odległego o kilka kilometrów biura w miejscowości Ovacik w celu podpisania niezbędnych dokumentów i mamy „małego francuza” na cale 8 dni!
Magda dopakowuje nasz 3,4 -dniowy bagaż i wyruszamy w trasę. Bardzo pozytywnie zaskakuje nas jakość tureckich dróg. Niemal cały czas poruszamy się autostradą. Po niecałych 2 godzinach docieramy do miejscowości Mugla. To 60-tysięczne miasto jest obecnie stolicą prowincji obejmującej większość miejscowości wypoczynkowych Turcji Egejskiej. Jedynym moim wspomnieniem związanym z Muglą sprzed 30 lat jest dworzec autobusowy, z którego wyruszaliśmy z Ojcem w rozliczne wakacyjne podróże. Tym razem Mugla dała nam się poznać jako miejsce, w którym warto spędzić trochę więcej czasu. Piękne, odnowione osmańskie budynki z XVIII w, wąskie uliczki i cała masa barów i restauracyjek serwujących przede wszystkim wyśmienite tureckie specjalności. My zdecydowaliśmy się na „Mugla Koefteci” - przesympatyczny barek, gdzie serwuje się jedno jedyne danie – koefte, czyli małe kotleciki z mielonego wołowego mięsa („this is from Turkish cow” - jak oznajmił nam dumny właściciel). Mięso podaje się w towarzystwie grillowanych pomidorów, sałatki złożonej z natki pietruszki i cebuli oraz białego pieczywa podsmażonego na wołowym sosiku – pyszności!
20 km od Mugli znajduje się Yatagan. To właśnie tutaj mój Ojciec pracował 2 lata na kontrakcie (1981 – 1983) przy budowie lokalnej elektrociepłowni. To właśnie tu spędziłem kilka tygodni z moich niezapomnianych, dziecięcych, tureckich wakacji z Ojcem.
Zatrzymaliśmy się w Yataganie na krótki spacer. Jakże niewiele z odległych wspomnień odnalazłem w tej współczesnej miejscowości... Nowe drogi, budynki, nawet lokalny amfiteatr... Na próżno wypatrywałem „mojej” willi, parku, restauracji... Jedynie elektrociepłownia Yatagan z trzema potężnymi kominami wygląda tak samo jak 30 lat temu, kiedy uczestniczyłem w jej uroczystym otwarciu...
Do Efezu – oddalonego o 2 km od Selcuku, gdzie zamierzamy przenocować – docieramy ok 5 po południu. Jest już za póżno na zwiedzanie, więc postanawiamy jeszcze odwiedzić oddalona o ok 8 km górską wioskę Sirince wybudowaną przez Greków 600 lat temu. Dobra decyzja – Sirince urzeka nas już od pierwszych chwil! Piękne budynki, wąskie uliczki, lokalny bazar z ofertą lokalnych produktów (przyprawy, oliwa, wino, rękodzieło) oraz wyjątkowy klimat i atmosfera miejsca wprawiają nas w dobry nastrój. W niewielkiej knajpce w pobliżu ruin chrześcijańskiej bazyliki z XVII w. sączymy czerwone wino z tutejszej piwniczki. Jest wyjątkowo smaczne i aromatyczne. Carpe diem!
Wracamy do Selcuku przed zmierzchem. Dzięki rekomendacji z przewodnika Pascal i znakomitym zdolnościom pilotażowym Magdy – odnajdujemy przytulny pensjonat, w którym powitano nas kieliszkiem wybornego wina i zaproszeniem na domową kolację serwowaną na dachu / tarasie budynku. Nawet nie muszę specjalnie przekonywać Magdy, żeby już nic dzisiaj nie zwiedzac:-) Zapoznajemy parę Brytyjczyków i prtzyjemnie gawędzimy sobie w oczekiwaniu na kolację. Wieczór zamienia się w noc a kieliszek wina w szklaneczkę czegoś mocniejszego!
Carpe noctem!
Jest dokładnie 2 w nocy, kiedy kończę pisać te słowa. Siedzę na balkonie naszego pokoju spoglądając na wiszący pode mną szyld reklamujący pensjonat:
„HOMEROS PENSION, FAMILY ATMOSPHERE, TERRACE BAR, CENTRALLY LOCATED”
Także warto...