Geoblog.pl    tamitu    Podróże    Wigilia z Buddą - Laos i Tajlandia w 25 dni    grudniowe zaloty
Zwiń mapę
2014
22
gru

grudniowe zaloty

 
Laos
Laos, Luang Prabang
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7679 km
 
Marek opisuje co widział:

Czy wiecie do czego może służyć piłka tenisowa? Otóż w Laosie wcale nie służy ona do gry w tenisa, lecz do … zawierania małżeństw.
Rano pokazaliśmy kierowcy tuk tuka kartkę, na której nasz przewodnik wykaligrafował laotańskimi żuczkami nazwę wioski Ban Koc Va.
To właśnie tutaj odbywają się doroczne obchody święta plemienia Hmongów, ich nowy rok, który ma służyć przede wszystkim aranżacji małżeństw. Według tutejszej tradycji mogą być one zawierane wyłącznie w grudniu.
Dotarliśmy na ogromną polanę, która atmosferą przypomina nam polski wiejski odpust lub festiwal disco polo. Pierwsze co zwróciło naszą uwagę to pięknie wystrojone miejscowe dziewczyny, które w grupkach lub parami, na skuterach lub pieszo, zmierzały na imprezę. Panował nastrój ogromnego pikniku. Polowe garkuchnie oferujące grillowane kurze łapki, kiełbaski i kurczaki, piwo LaoBeer, rząd straganów z podróbkami płyt CD, oblegane strzelnice, gdzie lotkami rzuca się do balonów, pompowana zjeżdżalnia i oczywiście scena, na której prezentowali się lokalni wykonawcy. Niestety ich twórczości nie byliśmy w stanie docenić.

I teraz najważniejsze… Piłki tenisowe. Czyli makkhon. Na straganach i w dłoniach. Świątecznie ubrani, dziewczęta i chłopcy ustawiają się w dwóch równoległych rzędach i rzucają do siebie piłeczkami tenisowymi. Wiemy, że to zdanie brzmi głupkowato, ale tak to faktycznie wyglądało i mamy na to dowody. Nie jest to jednak zwykła zabawa. Tak wygląda polowanie na partnera/partnerkę na całe życie… Wystarczy rzucić piłką, jeśli dziewczyna lub chłopak podejmie zabawę, być może nawet rozmowę, to droga do zawarcia małżeństwa stoi otworem.

Madzia uzupełnia niezwykle istotne dane dotyczące ubioru ludowego i rzutu piłeczką:
Gdybyście to tylko widzieli. Te ludowe, tradycyjne stroje. Te przedziwne nakrycia głowy, strojone bogato srebrnymi blaszanymi monetami, albo kolorowymi pomponikami, dziwne wałki z gąbki z których zwisają rzędy frędzelków, kolorowe aż do bólu, misternie rzeźbione srebrne korony. Czerwone, zielone i niebieskie spódnice, przeplatane błyszczącą nitką z kolorowymi szarfami… Czasem parasolka w stylu japońskim i słodka torebunia pod kolor.

No i te buty na wysokich obcasach, najlepiej srebrne. I nieważne, że panna potyka się w nich i ledwie chodzi, nieważne że obcas grzęźnie w miękkiej glinie. Nie stanowi to żadnego dysonansu, jeśli do eleganckich pantofelków wzuje się na stopę zwykłą skarpetę.
Najważniejsza i tak jest komórka, no i oczywiście tenisowa piłeczka. Panowie również w czarnych połyskujących koszulach, często w kamizelkach z naszytymi blaszanymi krążkami, przepasani szarfą w kolorze indygo.

Rzucają do siebie jakby od niechcenia, niektórzy rozmawiają, inni milczą, czasem zmieniają się miejscami, ot tak, żeby jakkolwiek się odezwać. Bywa, że koleżanka trzyma parasolkę nad głową tej, która już ma do kogo rzucać. Jeśli panna nie odnalazła jeszcze delikwenta, rzuca sobie do koleżanki. Randka trwa. Czas mija, od strony sceny dochodzą dźwięki niezrozumiałe dla europejskiego poczucia piękna, cała polana dymi od ognia z palenisk, pękają kolejne balony na strzelnicach a oni sobie przerzucają piłeczkę.

Można też udać się na sesję fotograficzną i uwiecznić ten ważny moment. Tuż przy parkingu dla skuterów odnaleźliśmy całą alejkę skleconych na prędce fotograficznych„atelier”, gdzie można wypożyczyć strój i ustawić się do tego jedynego zdjęcia na wybranym tle. Mogą to być laotańskie szczyty, francuskie fontanny, park angielski, alejka o zmierzchu i wiele, wiele innych.

Madzia znów ma refleksje:
I tak to właśnie bywa, że czasem oczywiste piękno natury przegrywa w konkurencji z zawiłościami natury ludzkiej. Tego dnia odwiedziliśmy przecież również niezaprzeczalnie piękny, olbrzymi wodospad Kuang Si. A trzeba powiedzieć, że szlak wzdłuż wodospadu bardzo „fachowo” buduje napięcie, począwszy od kilku małych spiętrzeń, uroczych tarasowych basenów z turkusową wodą wśród tropikalnej roślinności, poprzez coraz większe kaskady, aż do olbrzymiej 25 metrowe kulminacji. Niezaprzeczalne piękno w sercu dżungli. Ale coż… Z tego dnia najbardziej w pamięć zapadną mi … tenisowe piłeczki.

Ach i jeszcze kogucie łby z grilla, razem z grzebieniami…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Gosia
Gosia - 2014-12-25 22:58
Ładne laski wśród tych Hmongów, jedna nawet podobna do Madzi ;)
 
 
tamitu

Magda i Marek Tokarscy
zwiedzili 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 52 wpisy52 103 komentarze103 350 zdjęć350 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
16.06.2012 - 28.06.2012