25 i 26 grudnia
Dziś wieczór w Pakse. Co jest w Pakse? Właściwie nic. Dla nas to miejscowość „techniczna” bo jutro wylatujemy stąd do Bangkoku. Ale zapamiętamy stąd bary nad Mekongiem, gdzie podają jedno danie – zupkę w kociołku. Gliniany kociołek na glinianym palenisku, w środku bulion z trawą cytrynową i galangą, do tego micha zieleniny, surowa rybka, świeże jajko i makaron. Wrzucamy składniki do bulionu według uznania. I oto mamy aromatyczne, sycące, pyszne danie. W sam raz żeby się wzmocnić po naszych wczorajszych „eksploracjach”.
Wczoraj wciąż jeszcze byliśmy w archipelagu wysp Si Pan Don (4thousand Island)na Mekongu. Objeżdżaliśmy sobie rowerkiem niewielką wysepkę Don Det. To mekka backpakersów i przeróżnych freaków, gdzie czas upływa na zabawie, a następnie „ogarnianiu” się po zabawie. Rzędy chatek na palach z obowiązkowym hamakiem gdzie czas płynie leniwie, od dymka do dymka. Tu od rana sączy się LaoLao whiskey i skręca jointy. W barach podają Happy Shake’i, Happy Pizze i Happy Sandwiche z uszczęśliwiającym dodatkiem..
Taaaa… Zajechaliśmy do takiego jednego Happy Baru i zapodaliśmy sobie Happy Shake’a. Elegancko z bananem i kokosem… Cóz…
Co było na Dot Det, niech pozostanie na Don Det.